Ach, ci rewelacyjni Grecy

W popularnej świadomości Grekom przypisuje się szereg sprytnych wynalazków i błyskotliwych pomysłów takich jak filozofia, demokracja, igrzyska olimpijskie, twierdzenie Talesa i kolumna koryncka. W wielu aspektach byli jednak tak samo uprzedzeni, przesądni i ograniczeni jak każdy inny lud na ziemi. A jeśli chodzi o karmienie piersią, to można wręcz powiedzieć, że byli laktofobami. Wystarczy zerknąć na to, co grecka medycyna miała do powiedzenia w tym temacie. 

Na początku fakty. Trzeba powiedzieć, że mleko ludzkie powstaje w gruczołach mlecznych w piersiach. Wiele składników przenika tam bezpośrednio z krwi, niektóre są produkowane niejako na miejscu (szczegóły tu). Mleko ludzkie faktycznie ma pewne właściwości lecznicze i profilaktyczne. W skład mleka kobiecego wchodzą "immunoglobuliny wydzielnicze – SIgA, a także IgG, IgM, limfocyty, makrofagi, granulocyty, nieswoiste czynniki przeciwwirusowe i przeciwbakteryjne (laktoferyna, lizozym, składniki dopełniacza), cytokiny, czynniki wzrostu i inne" (cytat z mataja.pl). Pokazano, że mleko kobiece wstrzymuje rozwój gronkowca (który często wywołuje infekcje oczu i uszu), a siara wykazuje wyjątkową skuteczność w walce z chlamydią (która atakuje głównie genitalia, ale podczas porodu może się przenieść z narządów rodnych matki na oczy dziecka). Wciąż jest to skuteczność niższa niż dzisiejsze antybiotyki, ale naukowcy sugerują, że w sytuacjach bez dostępu do leków, mleko ludzkie, a zwłaszcza siara, mogą być używane jako środek na infekcje oczu. I tak brzmi dość imponująco.

W praktyce mleko ludzkie było jednym z najlepszych leków i środków profilaktycznych dostępnych starożytności. Medycyna egipska, rzymska i etruska uznawały te właściwości i zalecały stosowanie mleka kobiecego do przemywania, namaszczania, a czasem także do picia (nawet dla dorosłych) na różne dolegliwości, na przykład właśnie na oczy lub oparzenia. W starożytnym Egipcie uważano, że bogini Izyda czyni faraonów nieśmiertelnymi, karmiąc ich swoim mlekiem. Znany jest rytuał, który polegał na tym, że mleko ludzkie wlewano do naczynia w kształcie Izydy karmiącej Horusa, a następnie za pomocą odpowiedniej formuły zmieniano je w magiczny napój - panaceum na wszystkie dolegliwości. 

Buteleczka w kształcie Izydy z Horusem
Co na to Grecy? Pomimo tego, że od Egpicjan czerpali pełnymi garściami, żaden z nich nie wziąłby mleka ludzkiego do ust. Uważali, że to jest to samo, co krew menstruacyjna. Pisał tak Arystoteles i pisali tak lekarze z kręgu Hippokratesa. Grecy głosili, że ciało kobiety działa na zupełnie innych zasadach niż ciało mężczyzny, na przykład produkuje nadmiar krwi, z którą nie może sobie poradzić. Ten nadmiar opuszcza kobietę podczas okresu, w przypadku ciąży żywi płód, a po narodzinach dziecka zamienia się w mleko i karmi niemowlę. Wszelkie kobiece choroby były tłumaczone albo przez blokadę krwi, nieprawidłowe jej przemiany lub przez wędrującą macicę (z greckiego pochodzi słowo histeria, które znaczyło właśnie 'macica', a dosłownie 'to, co wyżej'; macica, która zawędrowała za wysoko, miała być przyczyną histerii u kobiet). Poza tym kobieta była uważana za stworzenie nieczyste, była słabsza, bardziej podatna na wszelkie zepsucie moralne i dużo częściej musiała dokonywać rytualnych oczyszczeń. Wszelkie wydzieliny jej ciała były wysoce podejrzane z samego tylko tytułu, że pochodziły od kobiety. Siara (gr. pyon) była oskarżana o pokrewieństwo z ropą (gr. pyos), co być może przyczyniło się do powstania zalecenia, aby noworodka karmić rozcieńczonym mlekiem kozim z miodem (o roli siary można poczytać tu lub tu; jakie są zasady żywienia zdrowych niemowląt, możesz przeczytać tu; dziecko przed szóstym miesiącem życia nie powinno dostawać mleka koziego, a tym bardziej miodu).

Tak więc pomimo fascynacji wszystkim, co pochodziło z kraju faraonów, Grecy po swojemu zinterpretowali zabiegi lecznicze Egipcjan. W Grecji co prawda znajdujemy naczynia w kształcie Izydy z Horusem, ale w traktatach medycznych mleko ludzkie zaleca się wyłącznie w stosunku do kobiet. Niby nic szczególnego, ale żeby oddać powagę sytuacji, musimy wiedzieć, że dla kobiet zastrzeżono obok mleka także inny specyfik: zwierzęce łajno. Ładne towarzystwo... Korpus Hipokratesa, czyli zbiór zaleceń medycznych z IV wieku p.n.e., zaleca używanie mleka ludzkiego do płukania pochwy, do przemywania oczu u noworodków oraz uszu u dorosłych. Czyli w gruncie rzeczy Grecy używali mleka tam, gdzie powinni: do zwalczania gronkowca i chlamydii. Dlaczego jednak ograniczali stosowanie mleka ludzkiego do kobiet i dzieci? Czyżby mężczyzn atakował inny rodzaj bakterii?

Grecy lubowali się w ludzkim ciele. Ale tylko męskim. Od epoki archaicznej (VIII-VI wiek p.n.e.) znane są posągi nagich młodzieńców. Nagie ciało kobiece pojawia się dopiero od późnej epoki klasycznej (pod koniec IV wieku p.n.e.), ale i wtedy nigdy w pełnej krasie - żeńskie genitalia stanowiły tabu, artysta zazwyczaj pozwalał, by były lekko przysłonięte ręką lub rąbkiem materii. Nie mamy wizerunków matek karmiących, które są świetnie znane ze sztuki egipskiej bądź etruskiej. Żadna grecka bogini nie nosi przydomku "Karmiąca piersią", który to epitet często towarzyszy żeńskim bóstwom patronującym rodzinie. Przypadek? Nie sądzę. 
Kora, czyli posąg
ubranej dziewczyny
MA Museum
Kouros, czyli posąg
nagiego młodzieńca
Getty Museum


Dlaczego podajemy niemowlętom mleko modyfikowane?

Podstawowa odpowiedź na to pytanie jest dość oczywista: żeby je nakarmić. Dziś wielu osobom trudno wyobrazić sobie rodzicielstwo bez mleka modyfikowanego. Obraz niemowlęcia z butelką lub nawet sama butelka stały się w krajach rozwiniętych symbolem wczesnego dzieciństwa. Ale przecież nie zawsze tak było i jeszcze sto lat temu sieroty, dla których nie udało się znaleźć mamki, były praktycznie skazane na śmierć. Podawanie mleka zwierząt czy innych napojów było równie nieskuteczną co rozpaczliwą próbą podtrzymania niemowlęcia przy życiu. Rozwiązaniem tego problemu miało być przystosowanie (zmodyfikowanie) mleka tak, żeby odpowiadało potrzebom małych ludzi


To jednak tylko część odpowiedzi. Mleko modyfikowane, choć zostało wynalezione już w XIX wieku, stało się popularne dopiero w okolicach drugiej wojny światowej. Od pewnego momentu nie tylko sieroty i dzieci robotnicze dostawały mleko w proszku, ale także niemowlęta, które były chciane, kochane, urodzone w dobrych rodzinach, nie miały problemów zdrowotnych i których rodziny było spokojnie stać na dowolną liczbę mamek, jeśli matki nie życzyły sobie karmić osobiście. W Polsce w 1923 roku ponad 97% niemowląt zaczynało po urodzeniu swoją przygodę z piersią; w szóstym miesiącu życia 95% dzieci wciąż było karmionych mlekiem matki (39% wyłącznie mlekiem matki). W latach 1959/61 wciąż aż 91% dzieci dostawało pierś po urodzeniu, ale już tylko 42% było karmione wyłącznie piersią w trzecim, a 2% w szóstym miesiącu życia. Po pół roku mleko matki obok innego pożywienia dostawało już tylko 36% niemowląt (dla porównania, przypomnijmy dzisiejsze zalecenia w kwestii długości karmienia: klik). Podobne, ale jeszcze bardziej dramatyczne statystyki znane są dla Stanów Zjednoczonych i Zachodniej Europy. Na przykład w 1947 w Wielkiej Brytanii karmionych piersią w pierwszym miesiącu życia było 78% (59% wyłącznie piersią), a w 1968 już tylko 45% (42% wyłącznie piersią). W pierwszym miesiącu życia ponad połowa niemowląt była już karmiona butelką.

Dlaczego mleko modyfikowane nie upowszechniło się wcześniej? Podstawową barierą były możliwości techniczne. Pierwsze mleka modyfikowane były bardzo niedoskonałe, drogie i łatwo się psuły. Tańszą opcją było tworzenie domowej "mieszanki" z produktów takich jak mleko krowie w proszku, woda, śmietana, miód. Wiele matek, ze względu na cenę, rozcieńczało proszek w zbyt dużej ilości wody lub, przeciwnie, dodawało ekstra łyżeczkę "z miłości", co w obu przypadkach mogło się skończyć tragicznie dla niemowlęcia. Naczynia do karmienia dzieci też pozostawiały wiele do życzenia (spójrz na wiktoriańskich "morderców dzieci"). Mleko trzymane w pęcherzach gumowych lub zwierzęcych szybko kwaśniało, w fikuśnych szklanych alembikach gromadziły się resztki, które były idealną pożywką dla groźnych bakterii. Wiedza o higienie wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Dopiero masowa produkcja tanich domowych lodówek, mydła i butelek z gumowym smoczkiem otwarła morze możliwości dla kobiet ze wszystkich warstw społecznych. Nic dziwnego, że odejście od piersi zaczęło się w Stanach Zjednoczonych - w kraju, w którym wynaleziono metodę taśmowej produkcji.

Oto jeden z przyrządów do karmienia niemowląt sprzed ery butelki. Więcej fascynujących przykładów można zobaczyć na stronie
Amerykańskiej Akademii Pediatrii
Jednocześnie z wprowadzeniem prostych, tanich przedmiotów do domów odbył się skomplikowany proces udoskonalania mleka modyfikowanego. W latach powojennych świat naukowy zachłysnął się własnymi możliwościami i zaczęła się gonitwa za mieszanką mleczną idealną. Masowy napływ ludzi do miasta powodował, że dotychczasowa encyklopedia wychowania dziecka - babcia, nie była już dostępna, a jej miejsce zajęła oficjalna służba zdrowia i popularne poradniki. Procedury szpitalne były dopasowane głównie pod wygodę personelu, a nie fizjologię matki i dziecka, które były jeszcze słabo znane (o fizjologii karmienia piersią można poczytać na przykład tu lub tu). Akuszerkę zastąpił lekarz, matkę lub mamkę - butelka i karmienie na godziny. Wszystkie te czynniki nawzajem się napędzały: autorytet służby zdrowia rósł, więc więcej kobiet szło rodzić do szpitala i częściej się słuchało lekarzy, ówczesne procedury medyczne nie sprzyjały naturalnym procesom produkcji mleka, więc konieczne było sztuczne wspomaganie, lekarze i pielęgniarki coraz bardziej przyzwyczajali się do doradztwa w kwestiach mm, zapominając o mechanizmach rządzących karmieniem piersią, brak wsparcia przy karmieniu piersią zachęcał od przejścia na butelkę i tak dalej... 


Szwajcarska reklama mleka w proszku z 1895 roku

Zmiany w technologii i medycynie to wciąż tylko część historii. Najważniejsze chyba jednak były głębokie przemiany w obyczajowości i stylu życia. Epoka industrialna przyniosła ze sobą wiele zjawisk nieznanych do tej pory w historii ludzkości: gwałtowny wzrost liczby ludzi, masowe przeprowadzki do miast, praca w fabryce lub usługach zamiast pracy w polu, powstanie idei "czasu wolnego od pracy". Społeczeństwa uprzemysłowione zaczęły się bogacić, w końcu poziom życia zaczął się poprawiać nawet wśród najniższych warstw. W efekcie system wartości też został przebudowany. Kobiety w dużej mierze uniezależniły się finansowo od mężczyzn i zaczęły mieć te same ambicje, co mężczyźni. Zaczęły się szerzej interesować kulturą, polityką, rozrywką. Ich życie przestało się koncentrować na ognisku domowym, a stało się coraz bardziej publiczne. Kobiety coraz częściej spędzały czas pracy i czas wypoczynku poza domem. Jak się można domyślić, miało to daleko idące konsekwencje dla stylu wychowania niemowlęcia. Czy to z przyczyn finansowych, czy towarzysko-ambicjonalnych kobiety zostawiały dzieci pod cudzą opieką, a najtańszym zamiennikiem ich mleka było mleko modyfikowane podawane z butelki.

Starsze dzieci można było nająć do pracy w tej samej fabryce,
młodsze czasem brano ze sobą, leżały w koszykach przy miejscu pracy matki
(zdjęcie z 1911, USA)


Upublicznienie aktywności kobiet w kontekście karmienia piersią miało jeszcze inne konsekwencje. Wiele z nich, zwłaszcza w purytańskich społecznościach Stanów Zjednoczonych, zwyczajnie wstydziło się karmić publicznie. O wiele swobodniej czuły się, gdy mogły po prostu wyciągnąć butelkę i podać ją dziecku. Jak podaje brytyjska ankieta z 1975 roku, głównym powodem (choć oczywiście nie jedynym), dla którego kobiety zdecydowały się na karmienie butelką, był wstyd przed publicznym karmieniem. I nie tylko matki wstydziły się tematu. Zaledwie 29% brytyjskiego personelu medycznego bardziej szczegółowo omawiało z ciężarną temat karmienia piersią na spotkaniach kontrolnych. Autor raportu, z którego pochodzą statystyki, sugeruje, że jedną z przyczyn może być nie tyle brak profesjonalnej wiedzy, ile zakłopotanie tematem.

Usunięcie karmienia piersią z widoku publicznego szło w parze z seksualizacją kobiecej piersi. Antropolożka Dana Raphael pisze, że w wielu wywiadach, które przeprowadziła w Stanach Zjednoczonych, mężczyźni okazywali spore zakłopotanie tematem. Dużo łatwiej przychodziła im rozmowa o seksie, o swoich praktykach i upodobaniach erotycznych, niż komentowanie aktu karmienia. W kulturze amerykańskiej pierś kobieca stała się symbolem erotyki, a nie jak w wielu innych - bezpieczeństwa i macierzyństwa. Normą była pierś dla męża. Pierś dla dziecka, zwłaszcza starszego, stała się dewiacją, zezwierzęceniem.

Mleko modyfikowane, mniej lub bardziej świadomie promowane przez personel medyczny, stało się synonimem postępu, emancypacji, nowoczesnego stylu życia. To już nie tylko realna konieczność wyżywienia niemowlęcia skłaniała matki do wyboru tej metody karmienia, ale też wyobrażenia, upodobania i przekonania kobiety oraz jej najbliższego otoczenia. Proces upowszechnienia mleka modyfikowanego z czasem nabierał coraz większego tempa. Poszczególne elementy procesu nawzajem się nakręcały. W końcu, wiele społeczeństw zachodnich doszło do momentu, gdzie mleko modyfikowane stało się dominującą normą. Co ciekawe, tak często potępiana reklama producentów mleka modyfikowanego, prawdopodobnie nie grała tu decydującej roli. Te same zjawiska występują zarówno na kapitalistycznym Zachodzie, jak i wewnątrz bloku komunistycznego, gdzie taka reklama nie miała miejsca. Karmienie piersią, raz wypchnięte poza strefę normy, zniknęło z przestrzeni publicznej. Społeczeństwa rozwinięte zaczęły żyć, jakby laktacja nigdy nie miała miejsca.



Wszyscy pewnie słyszeli hasło "Kobiety na traktory!"
O tym, jak w praktyce wyglądała emancypacja kobiet w PRL-u,
można przeczytać tu

Trudno jednoznacznie ocenić ten proces, który dokonał się od lat dwudziestych do sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Kilkadziesiąt lat wystarczyło, by zupełnie zrewolucjonizować ludzkie społeczeństwo. Kiedyś ciąża lub laktacja to były domyślne stany w życiu dorosłych kobiet, nikt ich nie pytał o zdanie czy im się to podoba, czy nie. Dziś kobiety mogą się cieszyć wolnością, o której kiedyś nawet nie marzyły. Rozwój mleka modyfikowanego przyniósł szansę na przeżycie dzieciom, które wcześniej jej nie miały. Istnieją dziś preparaty, które nie mają nic wspólnego z mlekiem krowim, które są produkowane na bazie roślinnej lub całkowicie syntetycznej, umożliwiają karmienie dzieci z ostrymi alergiami lub deficytami enzymatycznymi. Dzisiejsze mleka modyfikowane są nieporównywalnie lepsze od tych sprzed wieku (rzetelne porównanie mleka matki z dzisiejszymi mieszankami: klik). Bez upowszechnienia mieszanek taki postęp byłby niemożliwy. Z drugiej strony, to wciąż mleko ludzkie jest tym niedoścignionym wzorcem, optymalnym pokarmem, normą żywieniową, punktem odniesienia. Naukowcy zainteresowali się jego nieprawdopodobnymi właściwościami i w końcu badają je z należytym zapałem (może to kwestia tego, że w końcu to kobiety zaczęły się zajmować nauką?).

Upowszechnienie się mleka modyfikowanego to był eksperyment na żywym ciele całych społeczeństw. Trzeba zdawać sobie jasno sprawę z tego, że nie wszyscy pacjenci szczęśliwie przeżyli. Nie zawsze temu procesowi towarzyszyły uczciwość, bezstronność i profesjonalizm. Bardzo często decyzjami tak matek, jak i specjalistów, rządziły uprzedzenia, ignorancja, moda. Bolesny czas eksperymentowania dał nam w końcu pokarm, który zapewnia odpowiednie wyżywienie dzieciom w miejsce mleka matki. Jednak nie bez pewnych kosztów. Poprzednie pokolenia wykarmione na kiepskich mieszankach najprawdopodobniej odczuwają skutki zdrowotne do dziś. Zerwana została ciągłość doświadczeń, która dawała matce karmiącej piersią wiedzę i oparcie w trudnych chwilach. Raz przerwany przekaz międzypokoleniowy jest bardzo trudny do odbudowania tak w obszarze wiedzy, jak i obyczaju. W takiej sytuacji wybór między piersią, a mieszanką jest tylko iluzją. No i w końcu koszt środowiskowy, który nie jest mały. Masowa produkcja mleka modyfikowanego, butelek, smoczków, sterylizatorów, termosów, czyścików, opakowań na to wszystko wymaga masowego zużycia zasobów i masowo zostawia śmieci. Nikt się nie zastanawiał nad tymi kosztami w latach pięćdziesiątych, ale dziś nie możemy sobie pozwolić na taką beztroskę.

Mam nadzieję, że wyjaśniłam nieco fenomen, jakim jest upowszechnienie się mleka modyfikowanego jako głównego pożywienia niemowląt. Sukces mieszanki mlecznej był uwarunkowany zarówno nowymi technicznymi możliwościami jak i głębokimi przemianami społecznymi.  Chociaż ten proces zależał głównie od indywidualnych decyzji matek, da się zaobserwować pewne ogólne tendencje, pozornie niezwiązane z karmieniem dzieci, które mocno wpływały na te decyzje. A co wpłynęło na Twoją decyzję?

źródła:
Bo Vahlquist, "Evolution of Brestfeeding in Europe", Environmental Child Health, 1975
Dana Raphael, The Tender Gift: Breastfeeding, 1976
Jean Martin, Breast feeding: including a summary of the report of a survey entitled, Infant feeding 1975; attitudes and practice in England and Wales, 1978

PS. Regularnie pod tym postem pojawiają się wpisy marketingowe producentów mleka modyfikowanego. Uprzedzam, że wszelkie reklamy będę kasować. Wszystkie mleka początkowe i następne (1 i 2) dostępne na rynku spełniają te same normy żywieniowe i są tak samo dobre dla dzieci. Po mleka specjalistyczne należy się udać do lekarza. Wszelkie inne produkty dla dzieci są tylko produktami żywieniowymi i nie mają żadnych magicznych właściwości. W kwestii mleka po roku polecam wpis: http://szpinakrobibleee.pl/mleko-roslinne-a-zwierzece/ 

Pocztówka z Hong Kongu

Hong Kong jest niesamowitym miejscem. Siedem i pół miliona ludzi ścieśnionych na obszarze porównywalnym do Młynarów w powiecie elbląskim. W ciągu dwustu lat z kilku wiosek rybackich rozrzuconych po wyspach stał się jednym z największych centrów biznesu na świecie. Była brytyjska kolonia, obecnie stanowi region autonomiczny w Chinach. Jako enklawa Wielkiej Brytanii przy chińskim gigancie stanowił korytarz między Zachodem i Dalekim Wschodem. 

Hong Kong od zawsze był nieco inny od reszty Chin. W prowincji Guangdong, do której przylega to miasto, nie mówi się po mandaryńsku jak w Pekinie, lecz po kantońsku. Wpływy brytyjskie są wyraźnie widoczne, chociażby w przywiązaniu do demokracji i wolności. Ponad połowa mieszkańców Hong Kongu używa miejscowej odmiany angielskiego jako drugiego języka. Gęstość zaludnienia wynosi sześć tysięcy siedemset osób na kilometr kwadratowy (6,777/km2), co nawet jak na Chiny jest niezłym wyczynem (dla porównania Warszawa ma prawie trzy tysiące czterysta mieszkańców na metr kwadratowy - 3,391/km2). Kantończycy uważani są za bardziej otwartych i wesołych od mieszkańców północy.

Hong Kong jest o taki malutki
O swoim ojczystym Hong Kongu opowiedziała mi Kora. Jest mamą półtorarocznego Sebastiana i żoną Kevina. Już tutaj widać wpływy brytyjskie, bo hongkończycy noszą dwa imiona: chińskie i angielskie. Angielskie imię Sebastiana wybrał Kevin, a chińskie Kora. Niektórzy hongkończycy płacą wróżbitom, aby to oni wybrali dla dziecka najbardziej pomyślne imię. Ale Kora nikomu by nie oddała tego przywileju: ani wróżbicie, ani rodzicom Kevina, którzy mieli ochotę o tym zadecydować. Płeć dziecka poznała już w 11 tygodniu za pomocą dostępnego w sklepach testu, ale nie przygotowywała się specjalnie z tej okazji. Jak sama stwierdziła ze śmiechem, w domu nie zrobiła nic na przyjęcie dziecka i po powrocie ze szpitala od razu zaczęła tego żałować.
I o taki zatłoczony
Ciążę miała lekką. Bez większych dolegliwości. Przyjmowała suplementy zalecane przez lekarza i koleżanki. Z drugiej strony czasem podążała również za tradycjami chińskimi, które polecają spożywanie rybich pęcherzy pławnych (jak tłumaczyła Kora, ze względu na zawartość kolagenu) oraz unikanie "zimnych" produktów takich jak zielona fasola lub arbuz, które zwiększają ryzyko przedwczesnego porodu. Inne przesądy związane z ciążą mówią, że należy w tym czasie unikać cmentarzy i pogrzebów. Nie powinno się także przyglądać pracom konstrukcyjnym, bo wtedy dziecko będzie miało rozszczep wargi.

Opieka zdrowotna w Hong Kongu stoi na bardzo dobrym poziomie. Większość usług jest dostępna bezpłatnie lub za niewielką opłatą. Kora i Kevin zdecydowali się na prywatny szpital i byli zadowoleni. Problemy zaczęły się dopiero po powrocie do domu. Okazało się, że zajęcia w szkole rodzenia nie oddawały rzeczywistości nawet w przybliżeniu. Informacji o karmieniu piersią było niewiele i to dość ogólnikowych, trzymanie w ramionach żywego dziecka okazało się czymś zupełnie innym niż słuchanie wykładów. Kora po kolei cierpiała na cały szereg dolegliwości związanych z karmieniem piersią: najpierw brak pokarmu, potem obrzmiałe piersi, zatory, obolałe sutki. Najbardziej jednak doskwierał jej brak snu. Nie pomógł tu nawet chiński zwyczaj, zwany dosłownie "miesiącem siedzenia", który polega na tym, że świeżo upieczona matka spędza pierwszy miesiąc po porodzie w domu, leżąc z dzieckiem, odpoczywając i jedząc wzmacniające potrawy (najlepsza jest podobono zupa rybna z papają, której przypisuje się działanie mlekopędne). Sama mówiła o sobie "zombie".

Przepis na zupę rybną z papają można znaleźć tu

Kora chciała mieć zapasy mleka na powrót do pracy i ewentualne wyjścia. Odciąganie, mrożenie, karmienie butelką, mycie sprzętów dodatkowo ją jednak stresowały. Sesje odciągania w domu okazały się zbyt wyczerpujące, odciąganie poza domem wręcz niemożliwe. Ostatecznie odruch ssania u Sebastiana został zaburzony, więc maluch odrzucił pierś. Jeszcze przez pewien czas Kora karmiła go odciągniętym mlekiem, ale przyczepiła się infekcja, która ostatecznie spowodowała, że z okazjonalnego dokarmiania przeszła zupełnie na mleko modyfikowane. Pomimo rosnącej świadomości o tym, że mleko matki jest najlepszym pokarmem dla niemowląt, pomoc laktacyjna w Hong Kongu wciąż kuleje. Niemal 87% kobiet zaczyna karmić piersią (jest to bardzo wysoki poziom w porównaniu do 19% z 1981 roku), ale aż połowa z nich poddaje się zupełnie przed trzecim miesiącem. Kora wypowiada się o swoim karmieniu piersią z lekkim uczuciem żalu i rozczarowania. Dominującym dla niej uczuciem, zamiast radości z przebywania z dzieckiem, było przede wszystkim zmęczenie.

Przejście na mleko modyfikowane nie zakończyło problemów z karmieniem. Cały czas zastanawiała się, czy smoczek nie ma zbyt szerokiej lub zbyt wąskiej dziurki, czy dziecko nie jest za szczupłe (trzymało się raczej dolnej części siatki centylowej, co samo w sobie nie jest niczym złym, ale u niektórych wywołuje niepokój), czy nie za rzadko robi kupkę (zaparcia to akurat dość częsta przypadłość dzieci na mleku modyfikowanym). Kupili z Kevinem wagę do ważenia dziecka w domu. Na szczęście mały Sebastian przybierał w normie, był spokojnym i wesołym niemowlakiem.

Dietę zaczęli małemu rozszerzać zgodnie z wytycznymi po szóstym miesiącu życia. Rozszerzanie diety w całych Chinach zaczyna się oczywiście od ryżu. Pierwszą potrawą, jaką dostał Sebastian był kleik ryżowy, potem także ugotowane i zmiksowane na parze warzywa i owoce. W swoich upodobaniach przechodzi przez różne fazy, obecnie jego ulubione przysmaki to chleb, pataty, banany, jabłka, gruszki i ryż z łososiem. Jest oczywiście oczkiem w głowie całej rodziny. 

Życzenia w czerwonych kopertach podarowuje się
nie tylko nowonarodzonym dzieciom,
robi się tak przy różnych okazjach:
na Nowy Rok, z okazji ślubu lub urodzin
Ludzie w miastach chińskich, zwłaszcza tak zatłoczonych jak Hong Kong mają w większości przypadków tylko jedno dziecko. W tej chwili Kora i Kevin mieszkają w Wielkiej Brytanii, ale w Hong Kongu mają całą swoją rodzinę, która ich często odwiedzała. Tradycyjnie najbliżsi podarowują nowonarodzonemu dziecku złote bransoletki lub czerwone koperty z pieniędzmi. Czerwony i złoty/żółty w symbolice chińskiej to kolory pomyślności; czerwony symbolizuje życie, a złoty/żółty doskonałość, równowagę i prestiż (był to kolor cesarski, coś jak u nas królewska purpura). Rodzina dla większości Chińnczyków jest nadrzędną wartością. Często to dziadkowie zostawali z  Sebastianem przy różnych okazjach. Jednak rozumienie tego, jak się wyraża swój szacunek i przywiązanie do rodziny, jest troszeczkę inne na Dalekim Wschodzie niż u nas. Mniej zwraca się uwagę na osobiste relacje, a bardziej na to, jak poszczególni członkowie przynoszą prestiż bądź wstyd całej rodzinie. Podstawowym sposobem, by przynieść zaszczyt rodzinie, jest kariera zawodowa i stąd się bierze słynna pracowitość ludzi Dalekiego Wschodu. Wpływa to wyraźnie na organizację pracy. Ludzie zazwyczaj pracują długo, z oddaniem, dzieci po szkole mają mnóstwo zajęć pozalekcyjnych. Urlop macierzyński w Hong Kongu trwa zaledwie dziesięć tygodni, więc Kora i Kevin wcześnie musieli oddać dziecko pod stałą opiekę niani. 

W chaosie Hong Kongu, gdzie chińska pracowitość spotyka się z anglosaskim kapitalizmem, nie jest łatwo zajmować się małym dzieckiem. Zabójcze tempo hipernowoczesnego miasta utrudnia spokojne cieszenie się macierzyństwem. Kora napotkała na swojej drodze sporo problemów, których się nie spodziewała i które nie zawsze były od niej zależne. Ciężko przeżyła pierwsze chwile z noworodkiem, ale zostawiła je już za sobą i teraz cieszy się każdą chwilą ze swoim maluchem. Całą rodziną równie chętnie spędzają czas w domu i na wycieczkach, śpią wszyscy troje w jednym łóżku, rano pozwalają maluchowi zostać z nimi tyle, ile potrzebuje przed pójściem do żłobka, ale nie mają też wyrzutów sumienia, żeby go zostawić z opiekunką, gdy zajdzie taka potrzeba. Kora i Kevin po swojemu starają się utrzymać równowagę między pracą zawodową, życiem towarzyskim i rodzicielstwem.


Więcej o macierzyństwie w Hong Kongu:

Gdzie szukać wsparcia: