Pocztówka z Malezji

Znamy się z Aimi od trzech lat. Aimi jest kobietą nowoczesną, pracuje, dba o wygląd, lubi podróżować, ma konto na Insta i na Twitterze, regularnie biega. Aimi ceni również tradycyjne wartości takie jak rodzina, lojalność wobec przyjaciół, gościnność. Mieszkamy po dwóch stronach tego samego korytarza i niemal codziennie widzimy się przed wyjściem z domu. Pozdrawiamy się wtedy z uśmiechem lub kiwamy ze zrozumieniem głowami, widząc  naprzeciwko wybuchy dziecięcej złości. Czasem my im pożyczymy narzędzia, czasem oni nam domkną drzwi, które zablokował kalosz. Czym się różnimy? Dopiero w zeszłym tygodniu po raz pierwszy w życiu zobaczyłam włosy Aimi. Aimi niemal zawsze nosi chustę, bo ona i jej rodzina są muzułmanami.

W przeciętnym rozumieniu muzułmanin równa się Arab. Tymczasem najwięcej muzułmanów mieszka w Azji Południowo-Wschodniej, np. w Indonezji i Bangladeszu (odpowiednio niemal 230 i 150 milionów wyznawców, dla porównania pierwszy kraj arabski na liście - Egipt, jest dopiero piąty i zamieszkuje go mniej niż 90 milionów wyznawców Allaha). Aimi pochodzi z jednego z mniejszych krajów - z Malezji, która liczy sobie 31 milionów mieszkańców, czyli nieco mniej niż Polska. Około 19 milionów obywateli Malezji to muzułmanie.

Dla przypomnienia, Malezja jest tu: 



Kraje Azji Południowej nadają zupełnie inny koloryt islamowi i to dosłownie, wystarczy spojrzeć na badżu kurung - tradycyjny strój Malajów. Chusta nie jest obowiązkowym elementem (obok malajskich muzułmanów w Malezji żyją jeszcze Chińczycy, którzy są głównie wyznawcami buddyzmu i chrześcijaństwa oraz Hindusi, którzy są przeważnie wyznawcami hinduizmu). Chusta jest raczej wyrazem pobożności tak jak u nas medalik lub krzyżyk na szyi. Zawsze mnie fascynowały kroje i wzory muzułmańskich chust i muszę przyznać, że Aimi jest mistrzynią w dobieraniu chusty do stroju. Ma ich co najmniej kilkanaście (wersja malajska nazywa się tudung) i często łączy je z wielkim, czarnym kapeluszem. Innym wyrazem pobożności u Aimi jest regularne czytanie Koranu i rozważanie jego treści (co Koran mówi o karmieniu piersią, sprawdź tutaj: klik).


Badżu kurung - tradycyjny strój malajski (więcej o nim po angielsku tu)


Od 2000 roku malezyjski odpowiednik Ministerstwa Zdrowia otworzył program promocji karmienia piersią. Przyznaje się szpitalom tytuł przyjaznych karmieniu, WHO patronuje lokalnym sieciom wsparcia, ale problemy ze społecznym poparciem wyglądają dokładnie tak samo jak u nas: niekompetentny personel, bogata mitologia, brak edukacji, niechęć wobec publicznego karmienia (klik). Matka Aimi karmiła wszystkie swoje 12 (słownie: dwanaścioro) dzieci butelką, więc Aimi nie mogła za bardzo liczyć na wsparcie z tej strony. 

Aimi ma dwójkę przeuroczych dzieci. Pierwszy poród, jeszcze w Malezji w prywatnym szpitalu poszedł jak po maśle. Córeczka była długo wyczekiwana i całą rodziną cieszyli się z jej przyjścia. Gorzej z karmieniem maleństwa. Podczas pierwszych kilku miesięcy pojawiły się wszystkie klasyczne problemy: złe przystawianie, zmęczenie, niepewność, zastoje, niskie przyrosty i tak dalej. Samozaparcie Aimi sprawiło jednak, że bez wsparcia fachowców wyszła na prostą i po pół roku już nie pamiętała o początkowych problemach. Bardzo jej w tym pomogły grupy matek karmiących na Facebooku i nieustannie wspierający mąż. Pierwsze dziecko karmiła ponad dwa lata i jest z tego dumna.

Pojawienie się w rodzinie drugiego dziecka, już za granicą, było traumatycznym przeżyciem. Zacząć trzeba od tego, że ciąża była nieplanowana. Koran, chociaż nie uznaje płodu za człowieka, nakazuje ochronę życia przez cały czas trwania ciąży. Mimo wyraźnego zachęty, zalecenia świętej Księgi nie pomogły Aimi pogodzić się z nadchodzącymi w ich życiu zmianami. W obcym kraju, bez rodziny i przyjaciół, z kiepskimi finansami i sześcioma miesiącami ciężkich mdłości i wymiotów, zapadła na depresję ciążową. Mąż - jedyna bliska osoba, stawał na rzęsach, aby wesprzeć swoją ukochaną. W każdej chwili po skończonej pracy opiekował się chorą żoną i malutką córeczką, szukał dodatkowych źródeł zarobku, wysłuchiwał z przerażeniem deklaracji samobójczych... Oboje nie mieli pojęcia, co z tego wszystkiego wyniknie. Do tego stopnia nie radzili sobie z sytuacją, że wstydzili się nawet prosić kogokolwiek o pomoc. Swoją własną rodzinę poinformowali o drugiej ciąży dopiero po siedmiu miesiącach. Jedynym światełkiem w tunelu, jakie zobaczyli, to był plakat w przychodni informujący, że 35% kobiet w ciąży doświadcza poważnych spadków nastroju z depresją i myślami samobójczymi włącznie. "Skoro tyle kobiet tego doświadcza, to znaczy, że i my sobie jakoś poradzimy" - stwierdził mąż Aimi i od tej pory trzymał się tej myśli w najgorszych chwilach.

Sam poród również przebiegł zupełnie inaczej niż planowali. Aimi odeszły zielone wody płodowe, ponieważ jeszcze w łonie matki doszło do wydalenia smółki przez dziecko. Lekarze do ostatniej chwili czekali z jakąkolwiek interwencją. Do tego w toku wydarzeń, starszą córkę musieli zostawić z ludźmi, których ledwie znali (chcieli ją mieć przy sobie na sali porodowej, ale lekarze im to wyperswadowali), a Aimi została na ostatnią fazę porodu bez znajomej twarzy przy sobie. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze i synek urodził się zdrowy po dwudziestu godzinach porodu. Wszyscy byli wycieńczeni, ale w końcu poczuli ulgę. Maluch leżał w ramionach Aimi i nic już nie mogło zmienić tego faktu.

Paradoksalnie po tych wszystkich przejściach druga przygoda Aimi z karmieniem piersią poszła jak z płatka. Trwała ponad dwa lata, o wiele łatwiejsza dzięki wcześniejszym doświadczeniom. Tym razem ominęły ją bolesne brodawki i zastoje. Dla własnego komfortu wolała karmić w odosobnieniu, najlepiej w domu. Od zawsze dzieciaki miały bardzo uregulowany tryb jedzenia i spania, więc nie trudno jej było przewidzieć, kiedy trzeba zawinąć się z podwórka z powrotem do mieszkania. Dla wygody cała czwórka śpi w jednym pokoju: wielkie łóżko rodziców pośrodku i łóżeczka dzieci po bokach.

Córka Aimi, która liczy sobie już pięć lat, rośnie na pewną siebie elegantkę, nawet na hulajnodze nie porzuca swojej torebki. Zupełnie jak mama (mama co prawda nie jeździ na hulajnodze, ale z zapałem biega). Dwuletni synek uwielbia filmy dokumentalne o mieszkańcach mórz, zwłaszcza o rekinach. Nosi też czapkę z rekinem, bluzę z rekinem i kapcie z rekinem. Wykapany tata (tata może nie ma kapci z rekinem, za to hoduje pokemony na telefonie). Ulubionym daniem całej rodziny jest nasi lemak, czyli aromatyczny ryż serwowany z ostrym sosem sambal na liściach bananowca. Dla mnie niejadalne ze względu na ostrość potrawy, ale maluchy uwielbiają. Malezyjczycy o maleńkości są przyzwyczajani do ostrego smaku i dla mnie nawet ich najłagodniejsze propozycje stanowią wyzwanie. Smak chilli nie jest jednak jedynym. Cała kuchnia Malajów obfituje w urzekające, intensywne smaki i aromaty: kokos, orzeszki ziemne, sos sojowy, sos rybny, trawa cytrynowa, imbir, pandan, tamaryndowiec, a wszystko owija się w pachnące liście bananowca. Sami spójrzcie i wyobraźcie sobie, że to wszystko mieści się w jednej potrawie:


Po narodzinach syna życie moich sąsiadów nie zmieniło się automatycznie w sielankę. Jak to zwykle w życiu bywa każdemu czasem puszczą nerwy albo dziecko się położy na środku alejki sklepowej i wybuchnie płaczem. Są jednak szczęśliwi. Wiedzą, że mogą na sobie polegać i są w stanie wyjść nawet z najgorszej sytuacji. Mąż Aimi powiedział, że wielokrotnie wątpił, ale ostatecznie uwierzył w powodzenie, i uważa, że dzieci to prawdziwe błogosławieństwo dla rodziców. Aimi wydobyła się z depresji i stała się na powrót energiczną, aktywną kobietą. Wszystkim wątpiącym życzę, aby również znaleźli siłę, by przetrwać trudne chwile w życiu swojej rodziny i na końcu swoich problemów odkryli szczęście.



Karmienie piersią w Malezji:

Tradycyjny strój:

Przepis na nasi lemak:

Czy możliwe jest samoodstawienie od piersi, czyli jak to robią w dżungli

Co to znaczy długo karmić piersią? Czy jest to w ogóle temat do refleksji? Po co komu się nad tym zastanawiać? Czym jest długie karmienie w naszej kulturze, można się dowiedzieć z tekstu psycholożki Agnieszki Stein (klik). Bardzo przypadła mi do gustu definicja "Dłużej niż ja sama / dłużej niż się normalnie widuje", ponieważ bardzo dobrze oddaje istotę naszego myślenia. Zgodnie z tą definicją według niektórych "długie karmienie" zaczyna się już od roku. Tymczasem badania zarówno historyczne, jak i etnograficzne pokazują, że jest to przekonanie raczej nietypowe i że magiczną granicą, gdzie zwykłe karmienie przechodzi w długie, będzie wiek przynajmniej dwóch lat. Ba, w wielu miejscach na ziemi wciąż panuje przekonanie, że normą jest karmienie przynajmniej do trzeciego lub czwartego roku życia. Amerykańska badaczka - Hillary Fouts, poświęciła się obserwacji zwyczajów związanych z odstawianiem od piersi w Centralnej Afryce i wyniki jej badań chciałam zaprezentować, jako niezwykle interesujące i dające do myślenia.

Rodzina Pigmejów przed chatą
fot. Michel Renaudeau



Co czyni badania Hillary Fouts wyjątkowymi? Po pierwsze temat. Kwestie wychowania i żywienia dzieci dopiero od niedawna nabrały znaczenia wśród badaczy i w związku z tym większość twierdzeń dotyczących zwyczajów innych kultur jest wciąż raczej zbiorem impresji i anegdot niż solidną wiedzą. Medyczne aspekty odstawienia od piersi zdążyły już znaleźć miejsce w literaturze przedmiotu (niestety, głównie w odniesieniu do kultury zachodniej), ale aspekty emocjonalne i społeczne pozostawały na marginesie. Drugą sprawą jest metoda. Prowadzenie systematycznych badań empirycznych (to znaczy z obserwacji) daje nareszcie rzetelny obraz tego, jak ludzie mogą się zachowywać, dlaczego tak się zachowują i co z tego dla nich wynika. Poprzednie badania antropologiczne z XIX i ponad połowy XX wieku można w dużej mierze wyrzucić do kosza, ponieważ opierały się na z góry założonych tezach i niezrozumieniu odmienności innych ludzi oraz miejsc, w których żyli. Innymi słowy, opierały się na uprzedzeniach. Dopiero pogłębione, rozciągnięte w czasie obserwacje uzupełnione o wywiady z samymi obserwowanymi pozwalają nam wyobrazić sobie rzeczywistą skalę ludzkich zachowań i stylów życia.

Trzecim wyróżniającym elementem jest obiekt badań: myśliwi-zbieracze oraz rolnicy Bofi. Możnaby powiedzieć, że Bofi to Pigmeje, ale tak naprawdę określenie to zostało im nadane z zewnątrz, jest raczej obraźliwe i  nie uwzględnia dużych różnic kulturowych między różnymi plemionami czy grupami "Pigmejów". Do ich losu wrócę jeszcze później. Pigmeje stanowią obiekt badań etnograficznych od kilkudziesięciu lat, ale dopiero amerykański zespół obrał za cel właśnie Bofi. Z punktu widzenia nauki bardzo interesującą sytuacją jest to, że zarówno myśliwi-zbieracze jak i rolnicy Bofi (obie grupy tak siebie nazywają), żyją na tym samym obszarze, mówią tym samym językiem, pochodzą od tych samych przodków, a to, co ich dzieli, to tryb życia i poczucie wzajemnej odrębności.

Lokalizacja grup mówiących językiem Bofi (mała fioletowa kropka tuż nad zieloną plamą grup Aka)
Taka sytuacja jest wymarzonym laboratorium dla antropologów! W takiej sytuacji wszelkie różnice zaobserwowane między rolnikami a myśliwymi-zbieraczami wymagają innego wyjaśnienia niż środowisko, geny lub narzucony przez kulturę językowy obraz świata. A okazuje się, że różnice są duże.


Korzeń manioku - główne źródło węglowodanów u Bofi
Rolnicy Bofi żyją w całkiem solidnych chatach z błota i gałęzi, które użytkują po kilka lat. Zajmują się uprawą roślin (głównie manioku, ale też orzeszków ziemnych, kawy, kukurydzy i owoców) na wypalonych w lesie równikowym poletkach. Przenoszą się na nowe poletka dopiero, gdy ziemia ulegnie wyjałowieniu. Zorganizowani są z grubsza w struktury klanowe z szefem na czele wioski. Kobiety i dzieci zajmują się uprawą ziemi, czasem zbieractwem, a mężczyźni wszystkim innym (czyli głównie politykowaniem, ale także wypalaniem lasu pod uprawę, wymianą towarów, czasem polowaniem, ochroną pól, naprawami, podróżami do większych miejscowości). W wiosce każdy zna swoje miejsce i obowiązki. Miejsce w hierarchii wyznacza płeć, wiek i majętność.


Antylopa duiker - częsty cel polowań Bofi
Myśliwi-zbieracze Bofi przez dużą część roku także żyją w wioskach na obrzeżach wiosek rolników, ale ich chaty z liści i gałęzi są krócej użytkowane. Często się przenoszą, a czasem większość dorosłych i starszych dzieci idzie do lasu na wiele dni lub tygodni, by polować i zbierać dary natury (liście, korzenie, orzechy, grzyby, miód, owady). W grupach myśliwsko-zbieraczych, co jest charakterystyczne dla niemal wszystkich znanych nam społeczności tego typu na świecie, nie ma hierarchii. O znaczeniu jednostki świadczy jej umiejętność współpracy i osobiste zasługi. Bardziej niż miejsce w hierarchii liczy się dla nich zaufanie do innych ludzi. Właśność jest wspólna, cała żywność jest dzielona między członków grupy po każdej wyprawie do lasu.

Chata Pigmejów Bata z Kamerunu, interesującą i przejmującą relację z Kamerunu można znaleźć u Pawła Krzyka, który jest autorem zdjęcia: klik

Obie społeczności Bofi żyją bardzo blisko siebie w symbiozie. Znają nawzajem swoje przekonania i obyczaje, wymieniają się na potrzebne produkty (np. maniok na mięso i miód z lasu), uczestniczą nawzajem w ważnych wydarzeniach (np. pogrzeb). Takie układy są znane w innych miejscach w Kotlinie Konga, podobna współpraca zachodzi na przykład między myśliwymi-zbieraczami Efe i rolnikami Lese, i może przybierać w praktyce bardzo różne formy.

Różnice między rolnikami i myśliwymi-zbieraczami widać szczególnie wyraźnie w podejściu do dzieci. Badania Fouts i jej współpracowników nad Bofi pokazały, że dzieci myśliwych-zbieraczy nie słyszą nakazów ani zakazów, nie znają kar ani nagród. Rodzice za wszelką cenę starają się uniknąć konfliktów między dziećmi. Wręcz przeciwnie wśród rolników, gdzie kary cielesne i podjudzanie do przemocy między dziećmi jest akceptowalnym elementem wychowania. Informatorzy podkreślają, że konflikty między rówieśnikami uczą radzić sobie w życiu.

Jeśli  chodzi o proces odstawienia dziecka, różnice pojawiają się już na poziomie słownictwa. Dobór słów najpradopodobniej wynika z metod, które wybiera się przy odstawianiu dziecka. Rolnicy Bofi mówią najczęściej zallabili - 'zakrywać pierś', co wskazuje na inicjatywę matki. Gdy dziecko ma gdzieś między półtora roku do dwóch lat, kobieta smaruje sobie sutki czerwonym lakierem do paznokci i owija bandażami, co ma imitować ranę piersi. Rana ma wzbudzać strach u dziecka i sprowokować je, żeby samo 'odmówiło piersi' - kafabili, co jest reakcją pożądaną, bo oszczędza matce płaczu. Dziecko otrzymuje poza tym gotowany ryż, który jest specjalnie kupowany na tę okazję i jest uważany za przysmak, aby nie było głodne i nie marudziło. Staje się też obiektem zastraszania i przedrzeźniania przez innych dorosłych. Cała procedura trwa około tygodnia, aż dziecko pogodzi się ze zmianą  

Wśród myśliwych-zbieraczy słowo kafabili jest jedynym słowem na opisanie odstawienia od piersi i wskazuje na całkowite pozostawienie decyzji po stronie dziecka. Matki nie stosują żadnych technik zachęcania, zastraszania czy zastępowania piersi innymi pokarmami. Po prostu czekają, aż dziecko samo przestanie upominać się o pierś, co zazwyczaj następuje koło trzeciego-czwartego roku życia, jeśli matka zachodzi w kolejną ciążę, lub nieco później (czasem koło szóstego), jeśli procesowi nie towarzyszy ciąża. Nawet jeżeli noszenie i karmienie sporego dziecka sprawia matce kłopot, jej dyskomfort nie prowokuje żadnych uwag w kierunku dziecka.

Ciekawe są wzajemne komentarze obu grup o stosowanych praktykach odstawienia od piersi. Rolnicy mówią, że karmienie po trzy-cztery lata sprawia, że dzieci są słabe i leniwe. Matki muszą je wciąż nosić ze sobą i nie mogą przez to pracować. Myśliwi-zbieracze mówią, że odstawienie na tak wczesnym etapie jak drugi rok życia grozi chorobą dziecka i powoduje niepotrzebne wybuchy płaczu. Te uwagi każą spojrzeć na odmienny tryb życia, jaki wiodą Bofi, i hierarchie wartości, jakimi się kierują. Podczas gdy myśliwi-zbieracze zabierają dzieci do lasu i noszą je tak długo, jak maluchy potrzebują piersi, rolnicy widzą noszenie dzieci dłużej niż przez dwa lata zbędnym ciężarem przy pracy. Jak dużą rolę pełni praca w polu u Bofi rolników świadczy też fakt, że odstawione dzieci zostają w ciągu dnia pod opieką rodzeństwa w wieku pięć do siedmiu lat. Bofi-zbieracze nie wyobrażają sobie czegoś takiego i zawsze dzieci, które jeszcze nie są w stanie pomagać w lesie (czyli w wieku czterech-ośmiu lat), zostają pod opieką dorosłego członka rodziny (ciotki, wujka, babki, dziadka). Taka osoba siłą rzeczy nie może pracować w lesie na rzecz grupy, co w sposób oczywisty zmniejsza potencjalną ilość zdobyczy.

Rodzina Pigmejów z białym odkrywcą

Ostawienie od piersi jest w obu grupą ważną granicą. U jednych mocniej, u drugich słabiej zaznaczoną, ale widoczną dla wszystkich zainteresowanych. W obu przypadkach dziecko wychodzi spod bliskiej opieki matki (w przypadku myśliwych-zbieraczy obojga rodziców) pod opiekę innych członków rodziny. Badania pokazały wyraźnie, że odstawienie w wykonaniu rolników łączy się ze wzmożoną płaczliwością, grymaszeniem, czasem agresją. Proces odstawiania jest postrzegany jako czas szczególny i prowokuje zwiększoną ilość opieki ze strony rodzeństwa i bliskiej rodziny. Gdy tylko ten etap przejściowy się zakończy, ilość opieki ze stronych dorosłych spada i właśnie wtedy opiekunami dwulatków zostają dzieci w wieku lat pięciu-sześciu. Wśród myśliwych-zbieraczy odstawienie nie jest żadnym szczególnym czasem, czy terminem. Nie widać też żadnej różnicy  w zachowaniu dzieci przed i po odstawieniu, pomimo tego, że podobnie jak u rolników, łączy się to ze zmniejszoną ilością opieki ze strony matki na  rzecz innych członków rodziny (dziecko zostaje w wiosce, zamiast iść z rodzicami do lasu). Prawdopodobnie istotnymi czynnikami łagodzącymi są większa dojrzałość emocjonalna dziecka, stopniowanie zmiany, pielęgnowanie bezpiecznych, pozbawionych strachu i agresji relacji.

Co nowego o odstawieniu mówią nam obserwacje Fouts? Po pierwsze to, że odstawienie może być zainicjowane przez dziecko. Wielu badaczy, którzy skupiają się na nowoczesnych społeczeństwach zachodnich, uważa, że odstawienie od piersi zawsze musi się wiązać z konfliktem i musi być zainicjowane przez matkę. Dotychczas zebrane przykłady  entograficzne pokazują  głównie kultury rolnicze lub pasterskie, gdzie odstawienie przebiega nagle, często poprzez przekazanie opieki nad dzieckiem innym krewnym, czyli w zasadzie przez odseparowanie dziecka od matki (streszczeniu stanu badań w artykule Fouts z 2004). Tymczasem przykład myśliwych-zbieraczy Bofi pokazuje, że może to być proces stopniowy i niezauważalny dla obu stron. Problem polega tylko na tym, że na ten etap samoodstawienia trzeba nieco dłużej poczekać niż się powszechnie u nas uważa.

Ciekawy dla antropologii, co pokazały badania Foults, jest fakt, że czas odstawienia nie zależy od dostępności określonego rodzaju pożywienia. Wszyscy Bofi mają dostęp do tych samych pokarmów, rozszerzanie diety nie jest więc uwarunkowane brakiem produktów odpowiednich dla dzieci (lekkostrawnych i gęstych odżywczo). Czas i sposób pożegnania z piersią jest tu więc kwestią przekonań danej grupy oraz indywidualnych wyborów, a nie środowiskowej konieczności. Podnosi to z kolei pytanie o ewolucyjnie zaprogramowany czas rezygnacji z piersi. Skoro możliwe jest bezkonfliktowe odstawienie w tak "późnym" wieku jak trzy-cztery lata, to dlaczego większość społeczności ludzkich tak nie robi? Co to mówi o rozwoju człowieka jako gatunku? 
  

Inną interesującą kwestią jest wpływ karmienia piersią na płodność kobiet. W kulturach preindustrialnych karmienie piersią jest uważane za podstawowy środek antykoncepcyjny (i nie bez przyczyny: klik). W społecznościach rolniczych, gdzie rodzina ma dostarczać przede wszystkim rąk do pracy, istnieje duży nacisk na posiadanie większej liczby potomstwa, co często skutkuje decyzją kobiety o odstawieniu dziecka od piersi, w celu "odstawienia antykoncepcji". Faktycznie u rolników Bofi różnice w wieku między rodzeństwem wynoszą nie więcej niż trzy lata, podczas gdy u myśliwych-zbieraczy raczej cztery-pięć lat. Trzeba tu poczynić uwagę, że na odstępy między ciążami wpływa też, niestety, duża śmiertelność dzieci w obu grupach. Wydawałoby się, że częstsze porody, a więc liczniejsze rodziny, u rolników Bofi będą prowadzić do ich większego rozrostu demograficznego. Tymczasem badania pokazały, że średnia dzietność kobiet pozostaje u obu społeczności na zbliżonym poziomie. Jak to możliwe? Otóż okazuje się, że wśród kobiet rolników dużo częściej obserwuje się problemy z płodnością. Zanotowano więcej kobiet, które miały problemy z zajściem w ciążę, lub wręcz bezdzietnych niż u myśliwych zbieraczy. Zjawisko to wymaga jeszcze wyjaśnienia. Grupa badanych kobiet była zbyt mała, aby wyciągnąć wiarygodne wnioski, ale prawdopodobnie wyjaśnień można szukać w kierunku gotowości organizmu kobiety do kolejnej ciąży oraz różnic w obciążeniu pracą i dostępie do lepszego pożywienia warunkowanym przez płeć. Ponownie wraca też pytanie o ewolucyjne uwarunkowanie zakończenia karmienia piersią. Może gotowość dziecka do pożegnania piersi oraz gotowość matki na nową ciążę naturalnie idą w parze? 

Co w tym wszystkim dla nas pouczającego? Na świecie żyje jeszcze mnóstwo ludzi, których styl życia mocno różni się od naszego. Poznawanie tych stylów życia pomaga nam zrozumieć nas samych i pokazuje nam alternatywne metody postępowania oraz ich konsekwencje. W przypadku Bofi mamy do czynienia z laboratoryjną niemal sytuacją, gdzie badacz może się skupić wyłącznie na różnicach wynikających z kultury danej społeczności. Obserwacje pokazują, że popularne u nas odstawianie dziecka od piersi w ciągu pierwszego roku życia nie jest jedynym rozwiązaniem. Schemat prezentowany przez rolników Bofi nieco bardziej przypomina nasze własne społeczeństwo: odstawienie od piersi inicjowane przez matkę, stres z tym związany, wychowanie oparte na strachu i zawstydzaniu. Społeczność myśliwych-zbieraczy Bofi wygląda przy tym jak opowieść z bajki, gdzie wszyscy szanują siebie i swoje wybory, panuje wzajemne, głębokie zaufanie, gdzie nie ma nakazów, ani zakazów, dzieci same decydują o zaprzestaniu karmienia piersią, a wybuchy histerii nie istnieją. Inspirujący obrazek, prawda?

Tym bardziej żal ściska serce, gdy się wie, jaki los dotyka Pigmejów w całej Afryce. Przez białych uważani niemal za zwierzęta (np. byli wypychani jako eksponaty w muzeach i wystawiani w klatkach obok małp), przez innych czarnych Afrykańczyków dyskryminowani do dzisiaj. W wielu krajach przez wyrąb lasu pod pola i kopalnie są pozbawiani środowiska do życia, są zmuszani do przesiedlania się do miast, gdzie i tak odmawia im się dostępu do edukacji i służby zdrowia. Często pozbawieni są obywatelstwa kraju, w którym ich przodkowie żyli "od zawsze". Bofi i im podobne ludy są skazani na wyginięcie, a razem z nimi wiele pomysłów na życie, które mogłyby się przydać i nam, i wiele pytań o człowieku, które gdzieś nam umknęły.



źródła:

Barry Hewlett, Jason Fancher, Central African Hunter-Gatherer Research Traditions, w:
Vicki Cummings, Peter Jordan, Marek Zvelebil (red.), The Oxford Handbook of the Archaeology and Anthropology of Hunter-Gatherers, 2014, 936-957.

Hillary Fouts, "Social and Emotional Contexts of Weaning among bofi Farmers and Foragers", Ethnology, 43(1), 2004, 65-81.

Hillary Fouts, "Ethnographic Case Study: Bofi Foragers and Farmers; Case Studies on the Determinants of Parenting Behavior and Early Childhood Experiences", in: Formative Experiences: The Interaction of Caregiving, Culture and Developmental Psychobiology, Carol Worthman, Paul Plotsky, Daniel Schechter, Constance Cummings (red), 2010, 170-183. 

Hillary Fouts,  Barry Hewlett, Michael Lamb, "Parent-Offspring Weaning Conflicts among the Bofi Farmers and Foragers of Central Africa", Current Anthropology, 46(1), 2005, 29-50.


Inne fantastyczne powieści o długim karmieniu i rodzicielstwie bliskości w różnych kulturach:

Mongolia: https://verenne.pl/2011/02/24/karmienie-piersia-w-mongolii/ 
!Kung (Namibia, Angola): https://mataja.pl/2016/12/zlote-rady-dawane-rodzicom-moga-szkodzic-bardziej-niz-przypuszczasz/
Hmong (Wietnam): https://www.feminasum.pl/blog/rodzicielstwo-bliskosci-w-plemieniu-hmong/

Zajrzyj na profil FB: https://www.facebook.com/columnalactaria/