Breast is best! - pocztówka z Australii

Jeśli rodzić  i karmić, to tylko w Australii. Taka myśl przyszła mi do głowy po rozmowie z Jane, która przez pewien czas była moją sąsiadką. Kobieta o wyglądzie typowej Australijki (czytaj Nicole Kidman) tworzy wokół siebie atmosferę optymizmu, radości i zaufania do świata. Pomimo tego, że oboje z mężem ciężko pracują, nigdy nie tracą z oczu tego, co dla nich najważniejsze – swojego synka Charliego. 

Flaga Australii

Australia, podobnie jak Stany Zjednoczone, była kolonią brytyjską, ale w porównaniu do innych krajów anglosaskich, wydaje się, że wypracowała własną drogę w wielu aspektach życia. W Australii żyje wbrew pozorom niewiele ludzi, raptem 25 milionów (Polska liczy sobie jakieś 37 milionów), z czego znakomita większość na wybrzeżach wschodnim i południowym. Wnętrze państwa-kontynentu pokrywają nieprzyjazne pustynie lub półpustynie, gdzie ciężko znlaeźć żywą duszę. Większość populacji stanowią potomkowie angielskich, irlandzkich lub szkockich kolonistów, ale można znaleźć również sporo Włochów i Greków. W ostatnim stuleciu coraz więcej ludzi przybywa też z północy – Chin, Indii, Filipin. W Australii żyją też oczywiście jej pierwotni mieszkańcy – Aborygeni, stanowią jednak w tej chwili niewielki odsetek ludności (ok. 2,5%).

Australia - zaiste drugi koniec świata


Wedle słów Jane w Australii obowiązują wszystkie najnowsze standardy opieki medycznej nad ciężarną, matką i niemowlęciem. Czy to państwowa, czy prywatna służba zdrowia, kobieta może oczekiwać fachowego przeprowadzenia przez ciążę, poród i pierwsze tygodnie macierzyństwa. Ba, Jane przeszła serię badań jeszcze przed zajściem w ciążę, aby stwierdzić, czy nie istnieją okoliczności, które mogłyby źle wpłynąć na przebieg ciąży. Później czekały ją regularne spotkania z położną i lekarzem, USG, odpowiednie suplementy zalecane w ciąży (kwas foliowy, jod), unikanie alkoholu, surowego mięsa, serów i ryb. Popularne jest rodzenie siłami natury, ale bez nacisków. Można wybrać poród domowy, szpitalny lub w tzw. „centrum rodzenia”, które dla zasady ogranicza interwencje medyczne do minimum (a więc siłą rzeczy akceptują tylko przypadki pozbawione ryzyka, te dostają wskazanie do porodu w szpitalu, gdzie można przeprowadzić bardziej skomplikowane interwencje). 
Tak zwane "Sea bands" - elastyczne opaski na nadgarstek z plastikowym guziczkiem, które mają chronić przed ciążowymi mdłościami za pomocą uciskania punktu Nei-Kuan. Skuteczność według badań? Na poziomie placebo. Ale przynajmniej nie zaszkodzą ;)

Sama Jane miała tu pewne problemy, bo ze względu na podwyższone ciśnienie poród trzeba było przyspieszyć o dwa tygodnie. Indukcji w szpitalu nie wspomina dobrze. Zwłaszcza, że niespodziewanie pojawiło się krwawienie i ostatecznie i tak wylądowała na sali operacyjnej z nieplanowaną cesarką. Do obsługi szpitala i w ogóle do całości porodu ma jednak stosunek pozytywny. Jej mąż cały czas jej towarzyszył, dodając otuchy, obsługę personelu ocenia jako wspaniałą: fachową, wspierającą, godną zaufania. Charlie urodził się cały i zdrowy. Po przywitaniu się z mamą otrzymał całą przepisową opiekę, badania przesiewowe i szczepienia.

Ze względu na cesarskie cięcie Jane musiała spędzić w szpitalu cały tydzień, ale normalnie po porodzie w Australii można wrócić do domu po 2-3 dniach. Wiele szpitali jest akredytowanych przez Baby Friendly Health Initiative. Obowiązuje w nich 10 kroków udanego karmienia, a nawet jeśli szpital nie ma takiej akredytacji, to i tak często aktywnie wspiera karmienie piersią, bo „breast is best” („pierś jest najlepsza”). I nie jest to tylko sztucznie narzucone hasełko. Jest to przekonanie żywione powszechnie w Australii, przy poszanowaniu faktu, że nie każdy chce lub może karmić piersią. Wskaźniki inicjacji i kontynuacji karmienia w Australii są jednymi z najwyższych wśród krajów rozwiniętych. Porównania ze Stanami Zjednoczonymi pokazują, że chociaż oba kraje mają zbliżoną infrastrukturę i oficjalne procedury szpitalne, to jednak sama atmosfera i osobiste zaangażowanie matki, jej rodziny, pracowników służby zdrowia, lokalnych społeczności, pracodawców, w ogóle całego otoczenia czyni cuda. Jane nie przypomina sobie żadnych poważnych problemów z karmieniem, pomimo faktu, że przeszła ciężki poród zakończony cesarskim cięciem. 

Osoby postronne mogą wyrazić swoje zdanie w kwestii publicznego karmienia, ale nie mają prawa wymagać od matki czegokolwiek. Wbrew prawu jest za to zniechęcanie matek do karmienia piersią przez żłobki lub odmowa podawania odciągniętego mleka. Według przepisów karmić piersią (lub odciągać mleko) można zawsze i wszędzie, w wielu częściach Autralii karmienie znajduje się pod spejcalną ochroną. Choć nie istnieją jednolite przepisy w kwestii powrotu do pracy, dyskryminacja ze względu na karmienie (np. powszechny nakaz pracy na nocnych zmianach) jest zabroniona. Australian Breastfeeding Association prowadzi szkolenia dla pracodawców, jak uczynić swoją firmę bardziej przyjazną matkom. Projekt nosi nazwę „Breastfeeding Friendly Workplace Program” (klik).

Jane miała świetne wsparcie wśród swojej rodziny i przyjaciół. Odzwiedzanie matki i dziecka jeszcze w szpitalu jest typowym zwyczajem w Australii. Po powrocie do domu ojciec wziął dłuższy ulrop, a wszyscy dziadkowie pomagali dostosować się rodzicom do nowej sytuacji i zajmowali się sporo maleństwem. Przyjaciele regularnie wpadali na (szybką) herbatkę, żeby poznać Charliego (ale nie przeszkadzać zanadto swoją obecnością). 

Amolin - najpopularniejszy australijski krem do pupy niemowlęcia

Mały Charlie spał od początku w swoim łóżeczku w pokoju rodziców, choć Jane mówi, że wielu rodziców w Australii praktykuje również wspólne spanie w jednym łóżku z noworodkiem. Zaleca się spowijanie dzieci na samym początku. Charlie był karmiony mlekiem mamy przez pierwsze sześć miesięcy bez potrzeby wspomagania się środkami na laktację. Przetestowali wszekie możliwe pozycje na siedząco i na leżąco. Bardzo mi się spodobało określenie pozycji „na piłkę futbolową”, czyli w wersji polskiej pozycja „spod pachy” (warto przy tym powiedzieć, że Australijczycy mają swoją wersję futbolu. Zasady są podobne do futbolu amerykańskiego, tylko boisko jest dużo większe i... owalne. Klik). Jane odciągała co jakiś czas trochę mleka, żeby mieć zapas na wypadek wyjścia. Narzekała tylko na konieczność wyparzania całego sprzętu za każdym razem. Kolek nie doświadczyli, ale gdyby ich dotknęły Jane w pierwszej kolejności wybrałaby się z tym problemem do lekarza (żadnych medykamentów czy diet na własną rękę!). Uważa, że w takim przypadku powinno się dziecko trzymać jak najczęściej w pionie, żeby się mogło odgazować. Mówi też, że w przypadku wysypki na buzi najczęściej pomaga po prostu śliniak i regularne wycieranie bobasa ze śliny, a na obrzmiałe piersi ciepłe i chłodne kompresy oraz żelowe wkładki chłodzące. Kosmetyki dla dziecka ogranicza się do minimum, żeby nie podrażnić delikatnej skóry dziecka. Na przeziębienia lekarze nie zalecają żadnych leków, lecz inhalacje, a na biegunki mleko mamy i jeszcze trochę mleka mamy, aby uniknąć odwodnienia.

Cześć Jane! Co u Ciebie? A nie, to tylko Nicole...
Po sześciu miesiącach wyłącznego karmienia mlekiem (matki lub modyfikowanym) rozszerza się w Australii dietę. Tradycyjnie zaczynano od płatków ryżowych, ale ostatnimi czasy promuje się raczej papki warzywne i owocowe. Jane wspomniała również o metodzie „bobas lubi wybór”, która zyskuje na popularności. Wśród pierwszych pokarmów, poza oczywistymi oczywistościami typu kawa, herbata i alkohol, nie podawała orzechów, ze względu na ryzyko udławienia. Mały Charlie najbardziej upodobał sobie trzy potrawy, wszystkie w formie puree: dynia, jabłko z gruszką i awokado. Mniam, mniam.

Gdy poznałam Jane i jej rodzinę, Charlie miał roczek. Jane właśnie zaczynała doktorat, a jej mąż nową pracę. Mieli to szczęście, że mogli liczyć na pomoc dziadków. Najpierw jedni, a potem drudzy przyjechali na kilka tygodni do ich nowego mieszkania, by zajmować się maluchem, zanim wszystko się unormuje. Potem maluch poszedł do żłobka (wciąż na piersi). Studiowanie i opieka nad malutkim dzieckiem są wyzwaniem, ale największym wyzwaniem okazała się dla nich praca męża. Dojazdy pożerały mu półtorej godziny dziennie w jedną stronę. Wracał tak późno, że w zasadzie nie miał szans zobaczyć własnego dziecka w ciągu tygodnia. Z tego powodu podjęli decyzję o kolejnej przeprowadzce, bliżej mężowego miejsca pracy, która miała umożliwić rodzinie cieszyć się sobą na co dzień. 

Marzę, aby doświadczenie Jane, mogło stać się udziałem wszystkich kobiet. To, co mogłoby się okazać długotrwałą traumą i źródłem poczucia winy, pozostało jedynie wspomnieniem nieprzyjemnego splotu okoliczności. Karmienie piersią, które dla niektórych jest walką i nieustającą męczarnią, przyszło lekko i bezstresowo. Magia? Szczęście? Bezproblemowe dziecko? Nie. To efekt sprzyjającej karmieniu atmosfery, jaka panuje w środowisku Jane. To pełne wsparcie i przywiązanie męża, zrozumienie wspólnych celów i metod. To oddanie dziadków. To brak szkodliwych mitów, które przynoszą skutki odwrotne do zamierzonych. To empatyczny i dobrze przeszkolony personel służby zdrowia. To pewność, że w razie problemów czy niepowodzenia znajdzie się bezstronną poradę, zamiast oceniania. Każdej kobiecie życzę takiego doświadczenia.




Gdzie szukać wsparcia i informacji w Autralii?



Inne teksty z serii: 
Pocztówka ze Szwecji/Chile 
Pocztówka z Hong-Kongu 
Pocztówka z Malezji

Źródła:
Ruth Newby, Wendy Brodribb, Robert S. Ware, Peter S.W. Davies, "Infant Feeding Knowledge, Attitudes, and Beliefs Predict Antenatal Intention Among First-Time Mothers in Queensland", Breastfeeding Medicine 9/5 (2014), 266-272
Barbara Cameron, Sara Javanparast, Miriam Labbok, Rachel Scheckter, Ellen McIntyre, "Breastfeeding Support in Child Care: An International Comparison of Findings from Australia and the United States", Breastfeeding Medicine 7/3 (2012), 163-167