Karmienie piersią zwierząt

Spożywanie mleka kobiecego przez kogokolwiek poza niemowlęciem jest dla wielu co najmniej dziwne. Tym bardziej widok kobiety karmiącej prosię wywołuje szok, niedowierzanie i wstręt. Zanim jednak damy się ponieść obrzydzeniu, zaczniemy wymyślać od primitywnych dzikusów i dzikich prymitywów, warto przystopować. Używanie ludzkiego mleka by odchować zwierzę było znaną, a w niekórych częsciach świata powszechnie stosowaną, praktyką. Zawieśmy na chwilę nasz osąd na kołku i zadajmy sobie kilka pytań: Dlaczego ludzie to robią? Na jaką skalę? Skąd się wziął taki obyczaj i czemu służy? Jakie ma dla tych ludzi znaczenie? 
 
Kobieta z plemienia Choco karmiąca osierocone zwierzę, Panama
Penn Museum
Materiał etnograficzny w kwestii karmienia zwierząt mlekiem ludzkim pozostawia wiele do życzenia pod względem jakości, ale jest zaskakująco bogaty. Większość relacji pochodzi z końca XIX i początków XX wieku, są często powierzchowne, zabarwione uprzedzeniem i napisane w tonie sensacji. O nowsze relacje trudniej, ponieważ wpływ kultury Zachodniej systematycznie spycha temat w strefę tabu. Stare systemy społeczno-kulturowe odchodzą w niepamięć, a z nimi tradyccyjne praktyki w tym mamczenie zwierząt (dlatego przez większość tekstu piszę raczej w czasie przeszłym niż teraźniejszym). Ale nawet przy tych mankamentach, można powiedzieć wiele ciekawych rzeczy.

Na czym więc polega karmienie zwierząt mlekiem ludzkim? Najczęściej po prostu na przystawieniu oseska do piersi i nakarmieniu go. Antropolodzy zaobserwowali, że praktyka występuje najczęściej na obszarach, które nie znają hodowli zwierząt mlecznych. Mleko ludzkie byłoby więc jedynym substytutem mleka zwierzęcej matki. Mamczenie dotyczy najczęściej dwóch stworzeń: psa i świń, ale można spotkać i karmienienie małp, jelonków, aguti, a nawet… niedźwiadków. Kobiety karmiące zwierzęta można spotkać przede wszystkim wśród łowców-zbieraczy południowo-wschodniej Azji, na Nowej Gwinei i innych wyspach Pacyfiku, w Australii i Tasmanii, w Amazonii, wśród niektórych ludów Ameryki Północnej, na Wyspach Japońskich.

Na Nowej Gwinei i wyspach Pacyfiku świnie były niezwykle ważnym zwierzęciem, symbolem statusu, a przy tym niezmiernie ważnym źródłem białka. Wokół nich rozwinął się skomplikowany system hierarchii i zależności regulowany rytualną wymianą darów i przysług. Antropolodzy znajdowali prosięta głównie w chatach miejscowych liderów, gdzie były karmione przez kobiety o wysokim statusie społecznym. Integralną częścią systemu było wykarmienie prosiaka piersią, co prowadziło do zawiązania specjalnej relacji ze zwierzęciem. Kobieta stawała się matką, a jej dzieci rodzeństwem mlecznym. Co za tym idzie - członka rodziny nie wolno zjeść. Jednocześnie mięso świni było niezwykle cennym zasobem. Jak wybrnąć z impasu? Odchowanego świniaka można przehandlować lub oddać na ofiarę dla całego plemienia. W efekcie prestiż posiadacza świni rósł, choć nie bez autentycznych kosztów w sferze emocjonalnej rodziny.

Inny ciekawy przypadek stanowi relacja między plemieniem Ainów z Wysp Japońskich a niedźwiedziami. Ainowie żyli z łowiectwa i zbieractwa, a niedźwiedź był dla nich najważniejszym zwierzęciem, wysłannikiem potężnego i dzielnego ducha. Polowania na niedźwiedzie traktowano jako wyraz najwyższej odwagi i umiejętności myśliwskich. Gdy na wiosnę udało się zabić niedźwiedzicę, jej młode zabierano do wioski i przekazywano w ręce kobiet. Kobiety karmiły niedźwiadka najpierw własnym mlekiem, potem jagodadmi, rybami i orzechami. Traktowano go z szacunkiem i czułością. Po roku lub dwóch dorosłego już niedźwiedzia zabijano podczas rytuału zwanego Iomante - 'odesłanie'. Wierzono, że wtedy duch niedźwiedzia wraca do swojego pana - Nuburi Kamui 'Mistrza Gór'. Mięso zwierzęcia rozdzielano między gości, a czaszkę zatykano na drągu przed chatą, w której się wychowało. Niedzwiadek był żegnany przez swoją mleczną matkę żałobą, płaczem i zawodzeniem, ale jego śmierć przyczyniała się do wysokiej pozycji domostwa.*
Rodzina Ainów z niedźwiadkiem
David MacRitchie, The Ainos, 1892, plate II

W przypadku karmienia psów można znaleźć inne motywacje. Gdy Europejczycy sprowadzili psy do Australii, Aborygeni szybko docenili ich zalety. Dobrze wychowany pies był solidnym wsparciem podczas polowania. Psy, które wychowano na ludzkiej piersi, były szczególnie cenione, ponieważ uważano je najwierniejsze i najbardziej posłuszne. Prawdopodobnie mieli rację. Kontakt fizyczny jest wszak podstawą rozwijania przywiązania wśród wszystkich ssaków.

Kobiety z plemienia Arapaho z Ameryki Północnej okazjonalnie przystawiały zwierząta do piersi z przyczyn, nazwijmy to, zdrowotnych. Arapaho (podobnie jak starożytni Grecy: klik!) uważali, że siara szkodzi niemowlęciu, dlatego matka przez pierwszych kilka dni po porodzie karmiła szczenię lub małego szopa, aby zwierzę ściągnęło i oczyściło "złe" mleko.

Można pomyśleć, że cała ta heca z karmieniem zwierzęcia była podyktowana jedynie względami praktycznymi, a krokodyle łzy mlecznej matki miały tylko zamaskować żądzę mięsa. W większości przypadków podawanie zwierzę przystawiano do piersi, aby potem je zabić, uczynić bardziej przywiązanym lub żeby ulżyć kobiecie w kłopotach z laktacją. Nie wszędzie jednak karmiło się w celach utylitarnych. Amazońscy Indianie Carajá trzymali w swoich domostwach najróżniejsze zwierzęta: małpki, kapibary, pekari, tapiry, aguti, papugi, bociany, żółwie, jaszczurki, nawet krokodyle, ale nigdy interesownie. Dla nich nie istniał podział na ludzi i zwierzęta. Ludzie byli taką samą częścią lasu deszczowego, jak wszystkie inne stworzenia w nim żyjące. Zwierzęta traktowali jak równe sobie istoty, jak przyjaciół. Darzyli je miłością i szacunkiem. W takim kontekście karmienie małpki czy tapirka z ludzkiej piersi było naturalnym aktem, międzygatunkową adopcją na pełnych warunkach.

Jak się chwilę zastanowić nad tymi przykładami, to czyż nie widzimy podobnych działań i motywacji na własnym podwórku? W naszej kulturze chłopi przywiązywali się do swojej trzódki, choć z góry było wiadomo, że zwierzę pójdzie pewnego dnia pod nóż. Można było czuć wobec zwierzęcia szacunek, wdzięczność, przywiązanie i jednocześnie korzystać z jego pracy. A dziś, czyż nie widzimy niezliczonych obrazków czułości ludzko-zwierzęcej? Spanie z kotem, buzi-buzi z pieskiem, drapanie szynszyli za uszkiem? Czym to się różni od zaoferowania piersi zwierzątku, które potrzebuje mleka? My mamy mleko od innych zwierząt, fabryczne karmy i odżywki. Żyjemy w świecie niewyobrażalnie dalekim od ludów opisanych wyżej. Oni nie mieli dostępu do tego wszystkiego. Jednocześnie nie wiązali piersi ze sferą seksualną tak, jak to się u nas robi. Dawali zwierzęcym oseskom to, co było pod ręką i co pozwalało je utrzymać przy życiu.

Ściągając nasz osąd z powrotem z kołka, czy możemy mówić, że karmienie zwierząt przez kobiety jest fuj, że to wynaturzenie i zboczenie? Czym to się różni od suki, która wykarmiła tygrysiątka w zoo? Albo  od ludzi, którzy piją mleko krowie? Czy okazywanie zwierzęciu troski poprzez podanie piersi zasługuje na śmiech i szyderstwo? Niech będzie to nawet interesowna troska, która kończy się śmiercią zwierzęcia. Czy możemy moralnie potępiać te osoby, mówiąc, że to nieludzkie? My, którzy przemysłowo hodujemy i zabijamy zwierzęta nie dla przeżycia, lecz dla zbytku i przyjemności?





 
 
 
 
źródło
 
Frederick Simoons, James Baldwin, "Breast-feeding of Animals by Women: Its Socio-Cultural Context and Geographic Ocurrence, Anthropos 77 (1982), 421-448.