Co jadł mały Jezusek, gdy był mały?


Święta Bożego Narodzenia to dla znakomitej większości z nas okazja do spotkania przy rodzinnym stole. Dodajmy – przy suto zastawionym stole. Naturalnie taka sytuacja prowokuje do rozmów i rozmyślań o... jedzeniu. W rodzinach, gdzie są małe dzieci, tematem centralnym staje się często, co takie dziecko (a zwłaszcza niemowlę) może lub powinno jeść, a czego nie może, a dyskusje potrafią być naprawdę żywiołowe... Ale czy ktoś się zastanowił bliżej nad głównym bohaterem i sprawcą całego zamieszania? Boże Narodzenie jest wszak celebracją narodzin Jezusa Chrystusa, który jest postacią historyczną, mężczyzną z krwi i kości i który też musiał coś jeść! Co więc takiego jadł mały Jezusek, gdy był jeszcze mały?


Podstawową odpowiedzią na to pytanie jest: mleko mamy! W starożytności karmienie piersią było oczywistą oczywistością i nie ma tu za bardzo miejsca na spory. Aż do dziewiętnastego wieku nie istniała alternatywa mleka kobiecego, którą możnaby bezpiecznie karmić niemowlęta. Chociaż literatura starożytna nie poświęca karmieniu piersią zbyt wiele miejsca, obraz, jaki otrzymujemy, jest raczej spójny. Dzieci karmiono głównie piersią do okolic szóstego miesiąca życia, a samo karmienie kończono w okolicach dwóch (wśród Greków i Rzymian: klik i klik) lub trzech lat (wśród Żydów: klik). Od niedawna, dzięki analizie izotopów pierwiastków zawartych w kościach ludzkich i zwierzęcych, archeologia pozwala nam na potwierdzenie i uzupełnienie tych literackich doniesień. Potrafimy stwierdzić jak indywidualne diety różniły się w zależności od wieku, płci i statusu społecznego.

Boże Narodzenie, Giotto, 1305, Kaplica Scrovegnich w Padwie
Cóż więc podawano niemowlętom w Palestynie za czasów cesarza Augusta? Polskie pastorałki mają dość ugruntowane zdanie w temacie diety Jezusa:


„Tam kukiołki jadałeś, jadałeś z carnuską i miodem,

Tu się tylko zasilać, zasilać musis samym głodem.

Tam pijałeś ceć jakie, ceć jakie słodkie małmazyje,

Tu się Twoja gębusia, gębusia łez gorskich napije.”
„Podobno Dzieciątko, że głodne, płacze,

Dlatego tak z nami nierado skacze,

Więc ja Mu dam kukułeczkę,

I masełka osaleczkę,

Pa, pa, pa, pa.”

I w pewnej mierze mają rację. Jezus jako syn palestyńskiego cieśli nie należał do bogatych. Podobnie jak 90% społeczeństwa, Józef i Maryja nie mogli sobie pozwolić na drogie specjały sprowadzane z odległych zakątków Imperium Rzymskiego takie jak ostrygi z mórz północnych czy mięso słonia afrykańskiego. Musieli bazować na lokalnych produktach. Nie znaczy to jednak, że musieli głodować lub że byli niedożywieni. W odróżnieniu od średniowiecznej Europy, klęska głodu była rzadkim zjawiskiem w starożytności. Starożytna dieta śródziemnomorska była zdrowa, stosunkowo urozmaicona i przyzwoicie zbalansowana. Różnorodność ekosystemów, bogactwo gatunków, harmonijne połączenie rolnictwa, hodowli oraz handlu pozwalały na przeżycie nawet w skrajnie niesprzyjających czasach (typu katastrofalna susza), gdy główne źródła pożywienia zawodziły.

Odpoczynek podczas ucieczki do Egiptu, Orazio Gentileschi, 1626, Kunshistorisches Museum w Wiedniu

Tak więc dla dorosłych podstawą diety były trzy rośliny: jęczmień, winorośl, oliwka. Z jęczmienia, czasem pszenicy, wypiekano pieczywo na zakwasie, które stanowiło podstawę wszystkich niemal posiłków. Winogrona przerabiano na wino, które potem mieszano z wodą do picia. Antyczne wino było z reguły mętne, pełne różnych fuzli i posiadało mniej procentów niż dzisiejsze, ale pijali je w zasadzie wszyscy do każdego posiłku. Dlaczego nie samą wodę? Klimat śródziemnomorski ma to do siebie, że przez pół roku deszcz jest rzadkością. Deszczówka - najbezpieczniejsze źródło wody pitnej jest wtedy niedostępne. Woda przechowywana w upałach lub pobierana ze źródła niosła ze sobą duże ryzyko zatrucia. Niewielkie ilości alkoholu zawarte w winie chroniły do pewnego stopnia przed zepsutą wodą. No i oliwka. Spożywano całe owoce lub tłoczono z nich oliwę. Oliwa miała duże znaczenie jako artykuł „przemysłowy”: paliwo do lamp, kosmetyk, lekarstwo. Była też ważnym źródłem kalorii w diecie zdominowanej przez rośliny.


Niemowlęta i małe dzieci były jednak traktowane nieco inaczej. Pierwsze pokarmy poza mlekiem mamy obejmowały różnego rodzaju zbożowe breje na mleku kozim lub owczym z dodatkiem miodu lub wina. Mleko prawdopodobnie każdy miał swoje, bo w każdym domostwie trzymano jakąś trzódkę. Jednak dużo rzadziej niż dziś przeznaczeniem zwierząt był ubój na mięso. Były na to zbyt cenne. Krowy hodowano dla ich pracy w polu, napędzania młynów i tłoczni, transportu, owce dostarczały wełny, kozy mleka, drób jaj i pierza. Ze względu na klimat większość mleka od razu przerabiano na sery lub jogurty (do tej pory na Bliskim Wschodzie nabiał się jada głównie w postaci przetworzonej). Wyjątkiem były właśnie dzieci, którym podawano świeże mleko. 

Chrystus w domu rodziców, John Millais, 1849-50, Tate Gallery, Londyn
Zwróćcie uwagę na owce w tle!

Z czasem dzieci podłączały się do rodzinnej kuchni. Posiłki były proste, ale pożywne. Do chleba podawano zawsze jakiś dodatek, często warzywny sos lub pastę do maczania, czasem tylko sól lub oliwę. Ważnym elementem diety były bogate w białko rośliny motylkowe: fasola, soczewica, ciecierzyca, bób. Stanowiły często podstawę zup lub samodzielnych potraw takich jak miqpeh – kaszka zbożowa z soczewicą. Zboża z roślinami motylkowymi świetnie się uzupełniają pod kątem dietetycznym. Ich wielką zaletą jest też łatwość przechowywania. Nic dziwnego, że były bardzo popularnym elementem diety i są wymieniane w Biblii wielokrotnie. Warzywa ogrodowe znane w starożytnej Palestynie to przede wszystkim cebula i por, a także sałata, kapusta, seler, ogórki, rzodkiewki, szparagi. Brak tu pomidora, który dziś mocno kojarzy się z kuchnią śródziemnomorską. Nic dziwnego, bo te dwa tysiące lat temu rósł sobie wciąż spokojnie w Amerykach, a do Europy sprowadzono go dopiero po wyprawach Kolumba.

Lens culinaris - soczewica



Innym urozmaiceniem diety były owoce: figi, daktyle, granaty, karob (znany jako chleb świętojański), melony, śliwki. Dojrzewały o różnych porach roku, dostarczając sezonowo dodatkowej dawki węglowodanów i witamin. Suszone figi miały stałe miejsce w każdej spiżarni i nawet pisma rabinistyczne mówią, że obowiązkiem męża jest dostarczyć żonie zapasu fig. 

Ceratonia siliqua, szarańczyn strąkowy znany szerzej jako karob; prawdopodobnie św. Jan Chrzciciel żywił się na pustyni nie tyle szarańczą, ile właśnie szarańczynem 



W okresie rzymskim solone, suszone ryby wkroczyły hurmem do diety wszystkich poddanych cesarza. Nawet w miejscach dość odległych od wybrzeża archeolodzy odnajdują stosy rybich ości. Prawdopodobnie masowość połowów i sposób konserwacji czynił ryby produktem, który był dostępny dla wszystkich warstw społeczeństwa. Popularne były dorada, tuńczyk, makrela, różne gatunki graników i kiełbi. Hitem był również sos z fermentowanych ryb, zwany po łacinie garum, który dodawano do wszystkiego (zupełnie jak obecnie maggi lub sos sojowy). Jak możecie się domyślić, takie suszone solone ryby smakowały zupełnie inaczej niż świeże. Jedzono je raczej na zimno, opłukawszy tylko z soli, lub w formie past rybnych, do których pakowano rybki za małe do indywidualnej sprzedaży. Słone, bardzo „aromatyczne”, ale za to niezłe źródło białka, żelaza i nienasyconych kwasów tłuszczowych. Wśród naukowców trwa obecnie debata z jaką częstotliwością jedzono ryby w głębi Palestyny. Jedno jednak jest pewne – częściej niż przeciętny Polak!


Baseny do fermentacji ryb na garum, antyczna Apollonia, Izrael

No i nie zapominajmy o przyprawach. Flora śródziemnomorska obfituje w intensywne zioła, po które wystarczy sięgnąć ręką za okno. Niektóre są nam świetnie znane jak np. pietruszka, tymianek, bazylia, rozmaryn, oregano, szałwia, gorczyca, czosnek, liść laurowy. Inne są trochę bardziej egzotyczne jak kmin rzymski czy szafran. O jeszcze innych pewnie nikt nie słyszał, jak na przykład o asafetydzie (żywicy z zapaliczki cuchnącej). Był to tańszy zamiennik równie tajemniczego sylphium, które przez swoją popularność wyginęło jeszcze w starożytności. Asafetyda podobno nadaje potrawie bardziej aksamitną konsystencję i ma aromat podobny do cebuli lub pora. Cóż, co kto lubi.

Moneta z Cyreny w Afryce przedstawiająca sylphium. Naukowcy spierają się do dziś co do tożsamości rośliny



Wspomniałam o tym, że zwierząt nie hodowano dla mięsa. Ale mięso jednak czasem spożywano (dlaczego miałoby się zmarnować?). Centralnym momentem żydowskiego święta Paschy jest na przykład spożycie baranka z niekwaszonym chlebem i gorzkimi ziołami. Owce i kozy stanowiły większość spożywanego mięsa wśród średnio sytuowanych, ptactwo typu gołębie, kury, kaczki wśród biedniejszych. Wiadomo, że na na mięso trzymano czasem gazele, jelenie lub nawet świnie. Żydzi są znani z zakazu jedzenia wieprzowiny, ale przy uważnej interpretacji źródeł literackich i archeologicznych okazuje się, że tak naprawdę nie wiemy, w jakim stopniu przestrzegano tego zakazu. W literaturze antycznej Żydów kojarzy się przez unikanie wieprzowiny, ale znajdujemy również wzmianki o Żydach, którzy jej nie skreślają. Wykopaliska w żydowskich osiedlach w Palestynie też odkrywają podejrzanie dużo świńskich kości...


Ofiara całopalna z owcy. W takim wypadku całe ciało zwierzęcia zostaje spalone. Żydzi praktykowali również ofiary krwawe, które stanowiły okazję do spożycia mięsa zarówno przez ofiarnika jak i personel świątynny


Do przygotowywania potraw wystarczało zaledwie kilka sprzętów: piec, nad nim gar lub dwa, dobry nóż i patelnia. Chociaż znane są z archeologii przykłady płaskich talerzy, na które nakładano sobie indywidualnie jedzenie, zazwyczaj jedzono ze wspólnych misek. Wkładano do nich w zależności od posiłku te wszystkie pasty, sosy, surowe i suszone owoce i warzywa, sery czy mięsa. Jedzono palcami lub za pomocą kawałków chleba. Ze sztućców używano tylko łyżki do jedzenia zupy. Znowuż przepisy dotyczące "koszerności" potraw i sposobów ich przygotowania są pełne niejasności. Większość szczegółowych przepisów prawa religijnego powstało nieco później niż czasy Jezusa i nie jest pewne w jakim stopniu były działaniem na pokaz pewnych grup Żydów, a na ile powszechną praktyką. Przy dwóch garnkach i patelni ciężko na przykład wyobrazić sobie całkowite oddzielenie obróbki mięsa i nabiału. 


Święta Rodzina z ptaszkiem, Bartolome Esteban Murillo, ok. 1650, Sewilla
Kiedy myślę sobie o Świętej Rodzinie, która zasiada do posiłku z małym Jezusem, widzę ludzi, którzy żyją prosto, ale szczęśliwie. Może ich dieta była uboższa od naszej, ale w pełni zaspokajała potrzeby ciała, nawet z lekkim naddatkiem. Wspólny posiłek musiał sycić po ciężkim dniu pracy i był okazją do odpoczynku i spędzenia czasu z rodziną. W swoim podejściu do żywienia starożytni Żydzi nie różnili się wcale od swoich sąsiadów pogan. Pełnymi garściami czerpali z tego, co oferował im świat. Jak napisano o Palestynie w Księdze Powtórzonego Prawa 8.7-9:


„Albowiem Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi pięknej, ziemi obfitującej w potoki, źródła i strumienie, które tryskają w dolinie oraz na górze - do ziemi pszenicy, jęczmienia, winorośli, drzewa figowego i granatowego - do ziemi oliwek, oliwy i miodu - do ziemi, gdzie nie odczuwając niedostatku, nasycisz się chlebem, gdzie ci niczego nie zabraknie - do ziemi, której kamienie zawierają żelazo, a z jej gór wydobywa się miedź.”

Dzieci żywiły się z początku tylko mlekiem matki, stopniowo zastępowanym zbożami i mlekiem zwierzęcym. Mogły dostawać nieco więcej smakołyków w rodzaju miodu lub świeżych owoców. Z czasem wchodziły w świat jedzenia dorosłych, by w okolicach trzecich urodzin jeść tak, jak wszyscy domownicy: maczając chleb w tej samej misce co rodzice i popijając wodą z winem. Wspólne posiłki stanowiły specjalny moment w ciągu dnia. Według obyczajów żydowskich każdy posiłek powinno się poprzedzić obmyciem rąk i modlitwą z błogosławieństwem chleba. Wieczerza przed Sabatem obejmowała również błogosławieństwo wina. Chleb i wino, jako ciało i krew Chrystusa, weszły potem na stałe do rytuału i symboliki chrześcijańskiej. Jezus mówił o sobie „Jam jest chleb życia” oraz „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” (Ewangelia wg św. Jana 6.48 oraz 6.55-56). Ta metafora poza całą swoją głębią eschatologiczną, stanowi również hołd oddany podstawowym elementom dnia codziennego, które Jezus znał od wczesnego dzieciństwa: wspólny, rodzinny posiłek złożony z prostych, ale solidnych potraw, spożyty w atmosferze relaksu i dziękczynienia.


Warto zadumać się przez chwilę nad świątecznym stołem, czym dla nas jest to całe jedzenie, które przed nami stoi. Jakie potrawy widzimy i dlaczego? Czy różnią się od codziennych? Jaki jest nasz emocjonalny do nich stosunek? Co na to nasi współbiesiadnicy? Jakie wspomnienia się z nimi wiążą? Czym jest dla nas to całe spotkanie i w jakiej atmosferze przebiega? Czy potrafimy cieszyć się prostotą i obecnością bliskich? Jakie wzorce przekazujemy naszym dzieciom podczas tego spotkania? Czy na co dzień mamy czas odpowiednio celebrować posiłki? Mam nadzieję, że bez względu na przekonania religijne czy dietetyczne Święta Bożego Narodzenia miną wszystkim czytelnikom szczęśliwie i radośnie, a treść niniejszego artykuły będzie inspiracją przyjemnych rozmów. Wesołych Świąt!




PS. Jakby ktoś był ciekawy, co matka karmiąca i jej dziecko mogą jeść podczas tradycyjnej polskiej Wigilii zapraszam tu, tu, tu i tu.


Źródła:
David Kraemer, Food, Eating, Meals, w: The Oxford Handbook of Jewish Daily Life in Roman Palestine, ed. Catherine Hezser, 2010, ss. 403-419.
Susan Weingarten, "Food in Roman Palestine: ancient sources and modern research", w: Food & History 5/2 (2007), ss. 41-66.
Tosha Dupras, Henry Schwarcz, Scott Fairgrieve, "Infant Feeding and Weaning Pracices in Roman Egypt, w: American Journal of Physical Anthropology 115 (2001), ss. 204-212.

2 komentarze:

  1. Jestem zaskoczona...że jednak kaszki (zbożowe breje na mleku) a nie kawałki - blw;) Chociaż kto wie - może były na gęsto i do rączki;) No i kwestia wina - czy wiadomo jak mocne było? Jakieś procenty być musiały, skoro miało niwelować ryzyko spożycia nieco podejrzanej wody. Ale za mocne też nie mogło być - skoro dawali je dzieciom do potraw. No, ale z drugiej strony raczej nie znano wpływu wina na organizm dziecka. Dzięki za ten tekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to w szczegółach wyglądało też ciężko powiedzieć. Antyczne breje nie były jednak takie gładkie jak dzisiejsze kaszki. Ja bym sobie wyobrażała te breje coś jak polenta na mleku lub rozgotowane ziarna jęczmienia, krupy zbożowe. Trochę konsystencji jednak to ma. Poza tym wątpię żeby dziecku odmawiano czegoś, co by samo sobie wzięło ze stołu.
    Co do dokładnych procentów w winie, to muszę sprawdzić, ale były na poziomie dzisiejszych piw. Świadomość szkodliwości wina dla dzieci w zasadzie nie istniała. Wszyscy wiedzieli, że nadmiar wina szkodzi, bo efekty było widać natychmiast. Skutki długoterminowe regularnego podawania jednak nie były dobrze znane.
    Podobnie z wieloma innymi rzeczami. Podawano niemowlętom miód, którego spożycie grozi botulizmem. Podawano mleko kozie, które może być zbyt ciężkie dla nerek i prowadzić do anemii mleka koziego. Podawano zioła, które mogły szkodzić. Nie wszystko było różowe. Świadczą o tym najdobitniej szkielety analizowane przez archeologów. Śmiertelność niemowląt i małych dzieci w antyku była duża, a etap rozszerzania diety był właśnie newralgicznym momentem.
    Jak pokazują badania z epoki średniowiecza, żydowskie dzieci właśnie dzięki tradycyjnemu karmieniu do 3 lat (zamiast do 2, jak chciały greckie autorytety) miały lepszą przeżywalność.

    OdpowiedzUsuń